Jerzy Żyżyński Jerzy Żyżyński
848
BLOG

O ignorancji ministerialnych urzędników

Jerzy Żyżyński Jerzy Żyżyński Polityka Obserwuj notkę 5

Jerzy Żyżyński

O ignorancji ministerialnych urzędników (a propos zwrotów dotacji)

Są  takie chwile w życiu człowieka, że nie może się nadziwić, że wcześniej na coś nie wpadł. I to mi się zdarzyło, gdy w czasie debaty w opolskim radiu, gdzie mam przyjemność uczestniczyć od czasu do czasu w  niedzielnej „Loży politycznej”, dyskutowaliśmy nad problemem nonsensownego przepisu, jaki wyszedł z Ministerstwa Finansów o odbieraniu dofinansowania barów mlecznych, bo śmiały dodać przyprawy do serwowanych przez nie potraw (na przykład, jak informuje  Serwis Głosu Pomorza GP24.pl, w Słupsku Izba Skarbowa od PSS Społem prowadzącego bar mleczny „Poranek”, za to, że w serwowanych daniach połączono dotowane produkty, jak jajka, twaróg, mleko, mąka z przyprawami i mięsem, na które dotacji nie ma, zażądała zwrotu ponad miliona zł dotacji i to z odsetkami). Wtedy jest luksus i dotacja się nie należy – i przepis nakazuje zwracać dotacje, bo dotacja jest ze środków unijnych, albo budżetowych, a jak się ją wykorzystywało niewłaściwie, to zwracaj pieniądze brachu, jak by powiedział bohater moich młodzieńczych lektur, bosman Nowicki. Zwracanie dotacji to zmora całego tego systemu wsparcia – skarżył mi się rolnik z opolskiego, który dostał wsparcie z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, dotację ze środków unijnych, ale nie spełnił jakichś tam wymogów wskaźnikowych (efektywnościowych) i kazali mu zwracać pieniądze, doprowadzając go do ruiny – pieniądze przecież wydał, biznes nie wyszedł, bo coś źle skalkulował, pogoda spłatała figla i pozostaje mu sprzedać gospodarstwo albo harować jaki „dziki wół” na obczyźnie, by zwrócić pieniądze urzędnikom. Pisałem interpelacje, ale cóż, urzędnik wszystko, co może, to wykazać, że „zgodnie z przepisami”.

Zgodnie z przepisami, ale niezgodnie z rozumem. Dlaczego? I dziwię się, że wcześniej na to nie wpadłem – ale i tak jestem pierwszy. W czym więc rzecz.

Cały problem polega na subtelnym, acz bardzo istotnym nieporozumieniu językowym, brzemiennym w poważne skutki – dotyczy to zarówno barów mlecznych, jak i rolników czy innych przedsiębiorców otrzymujących wsparcie w formie dotacji. Nieporozumienie to wynika z niezrozumienia różnicy między wycofywaniem dotacji i zwracaniem dotacji, prawdopodobnie jest ono skutkiem błędnego tłumaczenia dyrektyw unijnych, dość przecież częstego. Przypuszczam, że withdraw donation przetłumaczono jako „zwrot dotacji”, zamiast „cofnięcie dotacji”, a i zapewne sensu cofnięcia dotacji też nie rozumiano.

Tak więc, jeśli ktoś daje dotację na cokolwiek, to ma ona albo charakter stałego wsparcia, albo czasowego, w szczególnych przypadkach jednorazowego, na start. Dotacja to nie kredyt, który jest dostarczany w przez instytucje finansowe, które mają na nim zarobić i muszą otrzymać go z powrotem, dlatego, że źródłem środków kredytowych są wpłacone przez deponentów depozyty lub kapitał właścicieli banku. Kredyt musi być oprocentowany, ale w szczególnych przypadkach może być nieoprocentowany, jeśli jest udzielony przez specjalne instytucje, które chcą wesprzeć określoną kategorię podmiotów pożyczając środki za darmo (nazywane jest to pożyczką). W bardzo szczególnych przypadkach kredyt może być umarzany, gdy jego zwrot nie jest możliwy - wtedy kredytodawca wpisuje go w straty. Warto dodać, że każdy kredyt musi się wiązać z pewnym ryzykiem ze strony kredytodawcy. Niespłacone kredyty – tzw. złe kredyty - to niezbywalny element ryzyka banków i muszą ich istnienie uwzględnić w swych kalkulacjach, ale jest rzeczą niedopuszczalną i karygodną to, co się u nas zdarza – tzw. wymawianie kredytu, polegające na żądaniu jego natychmiastowej spłaty w całości przed upływem terminu spłaty, co doprowadza kredytobiorców do ruiny – stosowanie tej złej praktyki wynika z słabego wykształcenia bankowców, niesprawności nadzoru i złego prawa, ale to oddzielny szeroki temat.

Ale dotacja jest ze swej natury wsparciem bezzwrotnym – taki jest jej zasadniczy sens. Dający dotację chce w jakiś sposób wesprzeć dotowanego albo tego, kto z dotowanym zawiera kontrakty – na przykład dotuje bary mleczne po to, by oferowane dania były tańsze: często dotacje mają za cel obniżenie cen towarów lub usług po to, by były dostępne dla mniej zamożnych obywateli. I oto jakiś niespecjalnie rozgarnięty urzędnik uznał, że jeśli bar mleczny dodał do zupy czy pierogów trochę przypraw, to cel dotacji nie został spełniony, bo jest to sprzedaż towaru luksusowego jak w zwykłej restauracji, zatem należy się zwrot dotacji.

Oczywiście to nie ma sensu, wynika z ignorancji urzędnika. W czym rzecz: w tym, że  przypadku niespełnienia przez dotowanego określonych warunków, dotacja może być cofnięta, co oznacza, że od następnego roku dotacji nie będzie otrzymywał, musi sobie radzić bez dalszego wsparcia. Ale nie może to być interpretowane jako domaganie się zwrotu pieniędzy, bo dotowany po prostu nie będzie ich miał i w ten sposób skazuje się go na bankructwo.

Oczywiście jest problem źle wykorzystywanych pieniędzy i czasami oszustw – znamy takie z licznych przykładów. Ale to jest problem dotującego, jego rolą jest patrzeć, co dzieje się z pieniędzmi, czy są właściwie wykorzystywane, kontrolować. Dotujący musi sprawdzać dotowanego, i sam musi być kontrolowany przez władzę nadrzędną dysponującą funduszem na dotacje – to oczywiste. Dotujący ponosi ryzyko niewłaściwego wykorzystania środków, powinien to ryzyko minimalizować, ale jest to wyłącznie problem organizacyjny. Jeśli środki nie zostały wykorzystane zgodnie z celem dotacji, to jest strata, ale przyjęcie stałej reguły, że całe ryzyko jest przenoszone na dotowanego, prowadzi do jeszcze większych strat i czasami ludzkiej krzywdy, jak w przypadku tego biednego rolnika, który chciał związać swój los z Ojczyzną, zaryzykował biznes, wystąpił o dotację, wziął ją, ale biznes nie wyszedł, w wyniku czego zmuszono go do zwrotu dotacji i wypędzono na emigrację.

Oczywiście ta ogólna zasada wycofywania dotacji nie oznacza, że czasami, w przypadku oszustw i zwyczajnego naciągania, nie powinno być zwrotów dotacji, ale jest to problem trudny, decydować być może powinny sądy – ale znamy przykłady tak płytkiego podejścia sądów do trudnych problemów ekonomicznych, że jest ryzyko niesprawiedliwych wyroków, bo naszym problemem jest, że sądy wpuszczono w wyrokowanie wyłącznie na podstawie literalnego wykonywania prawa, zmorę zgodności z przepisami i procedurami, przez co tak właściwie nie ma w nich miejsca na sprawiedliwość, gdy kłóci się ona z bezduszną literą prawa. Weźmy przykład baru mlecznego, który na swą „baromleczność” otrzymał dotację i ma oferować tanie dania dla biedaków (nie daj Boże, by trafił tam jakiś makler giełdowy albo bankier, którym by się zachciało zjeść jakieś typowo polskie dania z baru mlecznego: leniwe okraszone masełkiem i posypane cukrem oraz cynamonem dla smaku, albo chrupiące placki ziemniaczane polane śmietaną, albo pachnące ruskie z cebulką i doprawione pieprzem). Ale oto kontrolerzy wyśledzili, że ceny w barze są za wysokie i za smaczne, każą zatem zwracać dotację. Mogło by być przecież tak, że bar sprzedaje swe dania za zwykłą niedotowaną cenę, a właściciel dotację po prostu zgarnia do kieszeni. To by było oszustwo, kontrolerzy zacieraliby ręce. Ale mogłoby być i tak, że dotację pochłonęły i tak wysokie koszty, bo bar ruch ma niewielki, choć biedaków na „Zielonej Wyspie” ci u nas dostatek. Przykład ten dowodzi jedynie, że po prostu trzeba akceptować ryzyko niewłaściwego wykorzystywania dotacji i dobrze zorganizować system ich rozdziału, a domaganie się zwrotu dotacji jest w tym przypadku przejawem rażącej ignorancji... nie mówiąc już o nakładaniu na ten zwrot karnych odsetek – jest to nonsens, bo instytucja publiczna nie jest bankiem, skąd zatem odsetki?

Co prawda w tym słupskim barze stwierdzono z nadzieją, że „jest jakaś szansa na pomyślne załatwienie sprawy, bo nowy projekt rozporządzenia Ministerstwa Finansów zakłada, że od 1 kwietnia lista produktów dotowanych dla barów mlecznych zostanie poszerzona o 90 surowców” – ale to przecież jakiś niezmiernie dojmujący przykład urzędniczej ignorancji, bo naprawdę nie na tym powinno polegać wspieranie barów mlecznych dla biednych ludzi. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka